niedziela, 22 czerwca 2014

13| Rozpacz.


Leży na plecach i wpatruje się w sufit, ręce ma pod głową. Wydaje mi się, że śpi,ale doskonale wiem, że tak nie jest. Dopiero po chwili zdaję sobie sprawę, że znajduje się niedaleko mnie.
- Wszystko w porządku ? - mówi, nie patrząc na mnie. Ta bo ci uwierzę,że cię to interesuje. Staram się nie przewrócić oczami, wzdycham i doprowadzam swój oddech do porządku, zanim beztrosko odpowiadam.
- Tak, mówiłam coś przez sen? - mój głos lekko drży, wracają wspomnienia ojca i ostatnie spojrzenie w stronę mulata. Jestem zdziwiona faktem, że zachowuję się tak spokojnie, wiem że najgorsze dopiero przede mną, a to jest tylko okres przejściowy do pełniej furii.

Czuję jak moje policzki czerwienieją. Wiem, że usłyszał to co przed chwilą cicho szeptałam, chwytając się we śnie jego wzroku jak tonący brzytwy.

- Nie, ale się wierciłaś. - skłamał. Dlaczego?
Wstałam nie mogąc dłużej kontynuować tej rozmowy.

Głupia, przecież chcesz z nim rozmawiać. Zignorowałam głosik w mojej głowie i poszłam do łazienki, gdzie przemyłam twarz. Nie pomogło to zbytnio, więc zdecydowałam się na prysznic. Kolejny raz użyłam żelu Malika, którego zapach niezwykle mi się podobał. Oplotłam się bordowym ręcznikiem i weszłam do pokoju. Rozglądnęłam się, ale nigdzie nie było Zayna, wzruszyłam ramionami i położyłam się do łóżka. Musiałam zasnąć, choćby tylko po to, by na chwilę zapomnieć.



Niedzielne popołudnie. Jak co tydzień spędzałam czas z rodzicami. Pamiętam, że graliśmy w Monopoly. Uwielbiałam tę grę... W pewnym momencie do taty zadzwonił telefon. Kiedy spojrzał na wyświetlacz jego źrenice powiększyły się dwukrotnie. 
- Przepraszam, ale muszę odebrać. To pilne... bardzo pilne. 
Tata nie wracał dość długo. Postanowiłam sprawdzić co tak zajęło jego czas. Weszłam do domu i pokierowałam się w stronę jego gabinetu. Cichutko otworzyłam drzwi. Zobaczyłam go. Trzymał w ręku czarny pistolet ciężko nad czymś myśląc. Kiedy odwrócił wzrok i mnie zobaczył, zmieszał się i wsunął go do szafki. 
- Kochanie, co ty tu robisz? 
- Tato.. Ja... Ty masz pistolet? - Spytałam jąkając się. 
- Mam. Mam też na niego pozwolenie. Wiesz, kiedyś chodziłem na strzelnice i po prostu.. po prostu go mam. Wszystko w porządku April... Wszystko jest w porządku. - Przytulił mnie gapiąc się w okno. 
- Tato, co się dzieje? 
- Obiecaj mi, że nigdy się nie poddasz. Dobrze? Nigdy. 
- O czym ty mówisz? Wygląda to jakbyś chciał się ze mną pożegnać. 
- Nie bądź głupia April. Chcę, żebyś mi to obiecała. - zaśmiał się... bynajmniej próbował. 
- Obiecuję. 
- Dobrze, a teraz chodź, bo mama pewnie już  chce nas oszukać. - posłał mi ten jego uśmiech. 
Gwałtownie podniosłam się do pozycji siedzącej. Od kiedy dowiedziałam się prawdy, nawiedzają mnie bardzo realistyczne sny, jakby moja podświadomość chciała dopasować wszystkie elementy układanki, kiedy ja wcale o to nie prosiłam.
Zaczęłam płakać mocniej i mocniej. Złość kulminowała się we mnie coraz bardziej. Wstałam i zaczęłam rzucać wszystkim co mam pod ręką. Rozbiłam wazon zrobiony z kryształu. Zaczęłam wrzeszczeć.
- Rachel do cholery, co ty robisz?!- Usłyszałam głos Malika.
- Jak on mógł mi to zrobić? Powiedz mi! Powiedz mi bo chyba tego nie rozumiem... Nic już nie rozumiem. Dlaczego Zayn... Dlaczego. - powiedziałam już prawie szeptem.

- Rozumiem, że możesz w to nie wierzyć, ale taka jest prawda. Twój ojciec był jednym z największych szejków w mieście. To on nas zebrał i utworzył gang. Wiedzieliśmy, że ma rodzinę i wiemy, jak ją wykorzystać. Dlatego tutaj jesteś.
- Dlaczego to ja mam płacić za błędy mojego ojca. Czego wy właściwie ode mnie chcecie, co?
- Dowiesz się w swoim czasie. - powiedział i wyszedł.
To najlepiej umiał robić. Zmienić moje życie jak za machnięciem kurwa jakiejś różdżki i wyjść. Położyłam się z powrotem  na łóżku, a mokrą poduszkę rzuciłam w kąt.


Pewnie musiałam znowu zasnąć, bo gdy kilka chwil temu Malik wyszedł z pokoju, ponownie wróciłam do łóżka. Nie miałam pojęcia co ze sobą zrobić, ale właśnie przechodziłam do kolejnej fazy żalu i złości. Musiałam się na kimś wyładować. Teraz wkurzałam się nawet na to, że tyle czasu leżałam w łóżku i myślałam, oraz śniłam o rzeczach, które choć nierealne prowadziły mnie do końca zagadki. Postanowiłam wstać, co było złym pomysłem bo serce podskoczyło mi do gardła.
- Kurwa. - złapałam się za serce. - Posrało cie?
 Zayn siedział w kącie na krześle i patrzył się na mnie tym swoim wzrokiem. W pokoju zasunięte były zasłony, więc było ciemno.
- Mnie też miło cię widzieć Rachel. Siedziałem tu, bo bałem się tzn... nie chciałem żebyś sobie coś zrobiła. Rzucałaś się przez sen i mówiłaś jakieś dziwne rzeczy.
- Dziwisz mi się? Nie codziennie dowiadujesz się, że twój ojciec oszukiwał cię przez całe swoje życie. Dalej nie jestem w stanie w to wszystko uwierzyć. Byliśmy taką szczęśliwą rodziną. Najpierw straciłam matkę, a teraz to... Myślisz, że łatwo mi z tym żyć? Każdego dnia budzisz się z myślą, że nie masz już nikogo Chcesz zemsty, krwi i śmierci. Chcesz zabić każdego, kto sprawił, że cierpisz. Zmieniasz się. Robisz wszystko to, o co nie podejrzewałabyś siebie nigdy wcześniej.
- Dlaczego mi to mówisz?
- Bo jesteś jedyną osobą z nich wszystkich, którą znam. Jakkolwiek by to zabrzmiało.
- Ufasz mi? - Jego brew uniosła się ku górze.
- Jak mogę ci ufać, skoro zabiłeś mi ojca, Zayn.


- To nie ja go zabiłem. - odpowiedział poważnie.
- Nie? A kto? Sam się zabił, czy może elfy mu pomogły? Nie bądź śmieszny. - prychnęłam.
- Mówię, że to nie ja go zabiłem. Zabił go ktoś od nas, ale nie ja.
Milczałam. Nie wiedziałam co powiedzieć. Nie wiedziałam co zrobić.
- Chcę stąd wyjść. Nie mogę siedzieć cały dzień 24\7 w czterech ścianach. - wstałam i poszłam w stronę wieszaka na kurtki.
- Dobrze.
Zatrzymałam się.
- Dobrze? Wypuścisz mnie stąd od tak?
- Tak. Z wielu powodów: Po pierwsze, jesteśmy daleko od centrum na strzeżonym osiedlu i nawet nie wiesz która droga prowadzi do miasta. Po drugie nawet jeśli byś takową odnalazła, do miasta pieszo zaszłabyś może w ciągu doby. Po trzecie będziesz miała to. Wstał i nałożył mi na rękę jakieś małe, żelazne gówno, którego ni chuja nie da się zdjąć. Wiedziałam, że jest jakiś haczyk.
- Gdzie pójdziesz?
- Gówno cię to obchodzi. - syknęłam.
- Uważaj na słowa Rachel. -wstał
- Bo co? Pobijesz mnie? - zaśmiałam się ironicznie.
- Przestań mnie prowokować. Nie widzisz, że jakby to nie wyglądało w jakiś sposób chcę ci pomóc to wszystko zrozumieć? Kurwa, Rachel do jasnej cholery! Twój ociec był bezdusznym chujem, rozumiesz? Mordował ludzi! Staram się żebyś to pojęła i rozumiała, ale ty najwyraźniej nie przyjmujesz tego jebanego faktu do wiadomości.
W moich oczach znowu zaczęły pojawiać się łzy. Nie poznaję Cię Rachel...
- Jak możesz mi pomóc?! Kiedy to wszystko jest kurwa mać przez ciebie i twój jebany gang!
Wytarłam jeszcze nie płynące łzy w bluzę i pokierowałam się w stronę wyjścia. Poczułam, że ktoś łapie mnie za nadgarstek. Zatrzymałam się, ale nie odwróciłam.
- Nie odchodź zbyt daleko. Nie mam siły i ochoty cię szukać. - szepnął mi do ucha. Znowu pokazał swoje drugie ja. Zachowuje się jak mrówka w czasie okresu, naprawdę. Raz jest... znośny, ale potem jest fakasem z przerośniętym ego.
- Bez obaw. - wyrwałam rękę i ruszyłam w stronę drzwi wejściowych.
Wyszłam na zewnątrz. Chciałam trochę pobiegać... zawsze mi to pomagało. Spojrzałam na rękę i na to cholerne żelastwo. Przypominało to jakiś nadajnik czy coś. Tak jak myślałam, nie ma szans aby udało mi się to zdjąć. Ruszyłam biegiem przed siebie. O czym myślałam? O wszystkim. O tym co było, jest i będzie. Nie wiem nawet co mnie czeka. Nie wiem czy dożyję jutra. Jestem z tego typu ludzi, którzy żyją z dnia na dzień. Nie planuję przyszłości, bo boję się, że jej po prostu nie doczekam.


Minęła może godzina, dwie, trzy... nie wiem. Przebiegłam około 20 km. Uwielbiałam to robić i byłam w tym dobra. Kiedy postawiłam pierwszy krok na werandzie usłyszałam skrzypnięcie drzwi.
- Gdzieś ty do cholery jasnej była? - wrzasnął Liam.
- Jesteśmy na prywatnym osiedlu przy lesie. Gdzie kurwa mogłam być? - chciałam go wyminąć, ale złapał mnie za łokieć.
- Nie mów tak do mnie. - syknął.
Zaśmiałam mu się w twarz i wyminęłam go. Gnojek. Myślał, że się go boję. Minęłam to całe laboratorium a każdy, naprawdę każdy patrzył się na mnie z zaciekawieniem. Oprócz mnie w tym... czymś nie było innej kobiety. Byłam sama. Super, co? Minęłam pokój Zayna, ale mimo, że mój umysł chciał zatrzymać moje ciało, nie zrobiłam tego. Udałam się do łazienki na korytarzu żeby wziąć prysznic. To jedyne co mi było teraz do szczęścia potrzebne. Kiedy tylko przekroczyłam próg łazienki ściągnęłam z siebie bluzę. Podeszłam pod  prysznic, by chwilę później rozkoszować się ciepłą wodą. Kiedy wyszłam, ubrałam się w poprzednie ubrania i udałam się w stronę sypialni mulata i mojej. Nie pukałam. Nie chciało mi się. Wtargnęłam do jego naszego pokoju bez żadnej zapowiedzi.
- Zayn, musisz... - zorientowałam się, ze chłopak śpi.
Pewnie gdybym była uczuciowa podeszłabym i pogłaskałabym go po głowie, mówiąc wesołe wstawaj. Ale ja to ja, więc co zrobiła Rachel? Wzięłam wiaderko po farbie i poszłam do łazienki nalać do niego wody. Jesteś podła... - pomyślałam. Chlusnęłam nią w chłopaka, który podniósł się jakby był poparzony.
- Kurwa mać! - Krzyknął.
- Dzień dobry kochanie. Jak się spało? - zaśmiałam się ironicznie.
- Masz 5 sekund, żeby spierdolić. - powiedział przecierając oczy.
- Lecę. - posłałam mu grymas.
Chłopak wstał i rzucił się na mnie. Ogarniacie? Rzucił się na mnie jak jebana nastolatka.
- Ej, uspokój się. To tylko żarty. - powiedziałam, kiedy ten wygiął mi rękę i przybił moje plecy do jego torsu.
- To też są tylko żarty, Rachel. Nie sądzisz?
Oczywiście, że sądzę.
Wyswobodziłam się z jego ruchu i sprowadziłam go do parkietu. Byłam zbyt dobra w te klocki, żeby udało mu się mnie pokonać. Leżał przyciśnięty do ziemi bez możliwości jakiegokolwiek ruchu.
- I co teraz panie wielkie-ego-mały-ptaszek?
Jezu, Rachel powinnaś zostać poetką! 
Siedziałam na nim okrakiem, ale tym razem chłopakowi udało przewrócić się tak, że leżał plecami do parkietu.  W tej chwili usłyszałam, jak otwierają się drzwi. Do pomieszczenia wkroczyła reszta gangu.
- Co tu się... - zaczął Niall, ale kiedy zobaczył co jest grane wybuchł śmiechem.
- Rachel, nie wkurwiaj mnie. - syknął chłopak.
- No Malik, Malik. Te panele pasują do twoich oczu. - powiedział Liam.
- Rachel, jak zaraz nie przestaniesz to dostaniesz takie lanie po twojej dupie, że nie będziesz mogła siedzieć na niej przez miesiąc!
- Dobra, ale wcześniej musisz mnie zawieść do centrum handlowego. Nie wiem jak ty i twój gang, ale ja muszę zmieniać ciuchy. Nie preferuję chodzenia w jednych. Puściłam go i wstałam.
- Dawałem ci fory, wiesz o tym? - powiedział otrzepując swoją koszulkę z kurzu.
- Tak, oczywiście. - prychnęłam.
- Za dziesięć minut wszyscy przy samochodzie, jasne? - powiedział już poważnym tonem Liam.
Wyszłam. Poczułam coś dziwnego. Przez chwilę czułam się, jakbyśmy byli paczką kumpli, którzy znają się od wielu lat. Tak jednak nie było. Musiałam wrócić do rzeczywistości. Oni zabili ci ojca, Rachel. Kimkolwiek był, zabili go. Mówił głos w mojej głowie.
Wzięłam skórzaną kurtkę i wyszłam przed dom. Usiadłam na werandzie i wyjęłam papierosa z paczki, którą ukradłam Zaynowi z komody. Zaciągnęłam się dymem. Przypomniałam sobie słowa taty, który zawsze mówił, że nikotyna to coś najgorszego na świecie. Ostrzegał mnie, żebym nigdy nie paliła, bo to tylko zniszczy moje zdrowie. Pewnie sam kopcił kiedy go nie było w domu. To uczucie, kiedy wydaje ci się, że znasz osobę jak własną kieszeń, a tu nagle okazuje się, że prowadziła ona podwójne życie. Cieszyłam się, że mama nie doczekała tej chwili. Ja jestem silna i jakoś sobie z tym poradzę, ale ona? Ona nie była taka jak ja. Była uczuciowa, kochająca i jedyna w swoim rodzaju. Była...najlepsza.  Po może 5,7 minutach usłyszałam skrzypnięcie drzwi. Odwróciłam się i zobaczyłam chłopaków. Każdy miał ubraną czarną skórę. Powiedziałabym, że to chujowe, gdybym sama jej nie nosiła. 
- Te, księżniczka. Rusz dupę jedziemy. - powiedział Liam, lekko kopiąc mnie w tyłek. 
- Nie jestem jakąś księżniczką i nie kop mnie po dupie, bo psem nie jestem. - powiedziałam mu w twarz i zgasiłam papierosa butem. 
- Ma charakterek. - powiedział Niall, a Zayn się uśmiechnął. 
Żenada. 
Nie pytając nawet, którym samochodem jedziemy, wsiadłam do swojego samochodu. Miałam w dupie, że nie chcieli nim jechać. To jedyna rzecz o którą dbałam najbardziej na świecie. Ten samochód był jedyną pamiątką. Po chwili wsiadła do niego także reszta. Siedziałam z nimi w jednym aucie, do cholery! Mogłabym wyskoczyć czy coś, ale wciąż na ręce miałam to żelastwo. Mam nadzieję, że droga do miasta nie będzie tak długa, jak ta którą tu przyjechaliśmy...
____________________________________________
Hejka naklejka!
Co tam u was? Ja nie wierzę, że w piątek jest już zakończenie roku. Wakacje... Jak to cudownie brzmi, nie? 
Przepraszamy za zwłokę, ale koniec roku+wystawianie ocen=masakra. 
Zaczynają się wakacje, więc rozdziały będą dodawane częściej. Myślałam też, co moglibyśmy dodać do bloga. Może macie jakieś pomysły? Na propozycje czekam na dole. Kocham Was! 
Natalia x