sobota, 31 stycznia 2015

29| Nieustanna walka.

Biegłam ile sił w nogach, aż napotkałam upragnione drzwi. Miałam niewiele czasu, więc szybko wystukałam numerek, jaki dostałam zaraz po urodzeniu. Wiecie data byłaby za banalna, to raczej był rząd cyfr, który określał, ile dzieci przyszło na świat w tym szpitalu. Modliłam się w duchu, aby drzwi ustępiły. Poczekałam 5 sekund, aż czytkik załapie o co mi chodzi. Jest! Usłyszałam charakterystyczne piknięcie i drewniana powłoka samoistnie się otworzyła. Jedynym, kurwa, jedynym plusem było to, że otwierały się tylko na hasło, które prawdopodobnie tylko ja znałam.



Wiedziałam i podejrzewałam, że Malik nie wie co jest kluczem. Miałam przynajmniej taką nadzieję, dlatego gdy zobaczyłam go jak stał na początku długiego korytarza, uśmiechnęłam się cwanie i bez namysłu wparadowałam do środka, a drzwi od razu się zamknęły. Pomieszczenie było ogromnę i nie łatwo było mi się w nim odnaleść. Pewna, że nie będę w stanie usłyszeć krzyków chłopaka, ani jego walenia w odzielającą nas przeszkodę, byłam z tego powodu ogromnie szczęśliwa. Stanęłam na środku sali i byłam wręcz zszokowana tym, ile tutaj jest różnego rodzaju segregatorów, pism, listów i cholera wie czego jeszcze. Nie zastanawiając się długo postanowiłam poszperać trochę między pułkami, o ile mogę tak nazwać ogromne, aż do sufitu regały wykonane z metalu. Nie było tutaj okien, więc wszystko oświetlały jedynie lampy, które przypominały te szpitalne, sterylne i niezwykle jasne. Zapaliłam je zaraz po tym, gdy udało mi się tutaj wejść.

Miałam prawo, tutaj przebywać tyle, ile chcę. Piekło zacznie się dopiero po tym, jak stąd wydję. Bo... kiedyś będę musiała to zrobić. Wyjęłam pierwszą lepszą teczkę i zdjęłam z niej gumkę. Otworzyłam ją i zauważyłam, że w środku były papiery dotyczące jakieś tranzakcji na 20 milionów. Nie wiedziałam... Nigdy nie przypuszczałam, że tata operował takimi sumami. Oczywiście... nigdy nie brakowało mi niczego i można powiedzieć, że miałam wszystko co chciałam. Zamknęłam teczkę i odłożyłam ją na miejsce. Nie mogłam zajrzeć do wszystkich, bo zajęłoby mi to tygodnie, miesiące i może lata. Podeszłam do ogromnego biurka, które stało na środku pomieszczenia. Było wykonane z ciemnego drewna. Przy stole stał równie duży fotel ze skóry. Usiadłam na nim i odchyliłam głowę do tyłu. Telefon w gabinecie zaczął dzwonić. Domyśliłam się, że to Zayn, bo jakby inaczej wytłumaczyć ten fakt? Postanowiłam odebrać.
- Halo?
- Rachel kurwa wyłaź, bo się zajebię, rozumiesz?
- Ale mi się nigdzie nie spieszy.
- Albo stamtąd wyjdziesz, albo jak tylko cię dorwę to tak cię skopię, że nie usiądziesz na swoim cholernym, seksownym tyłku przez miesiąc!
- Kuszące..., ale nie mam teraz głowy do tego typu zabaw. Powiedz mi, jak to jest możliwe, że nie znasz hasła do tego miejsca? Jak głupim trzeba być? Myślałam, że jesteś bardziej profesjonalny Zayn. - powiedziałam słodkim głosem.
- Rachel, nie wkurwiaj mnie. Hasło zna tylko i wyłącznie Harry. Nie mogę do niego zadzwonić, bo akutalnie przebywa... zresztą co cię to obchodzi? Masz wyjść i tyle!
- Nie bądź śmieszny. Myślisz, że cię posłucham? Błagam Cię... - rozłączyłam się.

Zayn wiedział, że będę musiała opuścić to miejsce, chodźby z przyczyn fizjologicznych czy głodowych. Dopiero teraz zauważyłam, że na biurku stoi ramka ze zdjęciem. Wzięłam je do ręki, a łzy zaczęły cisnąć mi się do oczu. Zamknęłam je i ścisnęłam powiekami, nie pozwalając im uciec. Na fotografii byłam ja i moja mama. Pamiętam ten dzień jak przez mgłę.

Mała dziewczyna z długimi, brązowymi oczami siedzi obładowana zabawkami na jej ulubionym kocyku. Obok niej na leżaku siedzi mężczyzna, około 25 lat. Jest także i kobieta, która była starszą wersją córki. Niedzielne popołudnie wyglądało jak każde inne. Rodzina, która ogromnie się kochała. Nagle dziewczynka wstała i podeszła do mamy, wyciągając do niej swoje małe rączki.
- April, co chciałaś? - kobieta przytuliła ją do siebie. 
Dziewczynka wtuliła się w szyję swojej mamy, a tata to wykorzystał i zrobił im zdjęcie.
- Mike, dobrze wiesz, że nie lubię, gdy ktoś robi mi zdjęcia z zaskoczenia. Wyglądam wtedy jak burak. Mężczyzna pokiwał głową i zaśmiał się ze słów swojej żony. Mała April wyciągnęła się w stronę taty, a ten bez wahania pochwycił ją w ramiona. Dziewczynka złapała  jego policzki i skradła buziaka na jego skroni. Mężczyzna uśmiechnął się na ten gest, który wykonała jego córka. Bardzo ją kochał.

Potrząsnęłam głową, chcąc wyrzucić z siebie to wspomnienie. Coraz częściej łapałam się na tym, że rozmyślałam o mojej przeszłości. Nie mogłam tego robić, bo to tylko mnie osłabiało. Zacisnęłam ponowie powieki i wstałam. Podeszłam do najbardziej oddalonego regału i wyjęłam z niego segregator. Był czarny, a na jego pierwszej stronie przeczytałam :Wypadek. Bez zastanowienia otworzygłam go i usiadłam na ziemi. Nie obchodziło mnie, że pewnie było na niej strasznie dużo kurzu. W segregatorze było wiele zdjęć, dokumentów, raportów. Zagłębiałam się w nie coraz bardziej. Malik doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że będę szperała w aktach. Nagle moim oczom ukazał się plan. PLAN WYPADKU?! Czyli ta ruda suka miała rację.




To wszystko... to wszystko było zaplanowane. Domyślałam się, ale ciągle w głębi duszy miałam nadzieję, że  to czysty przypadek. Jak długo i jak bardzo zamierzam być tak naiwna? Rzuciłam segregatorem o ziemię i ruszyłam w stronę drzwi. Wiedziałam, że był to mój pierwszy i ostatni raz w tym miejscu. Kierowały mną emocje, więc nie kontrolowałam tego, co robię.  Otworzyłam je i zobaczyłam Malika opierającego się o ścianę. Był czerwony ze złości. Od razu wiedziałam, co się teraz stanie.
- Ty suko. Wiesz jak będe miał teraz przesrane? Wiesz?! - rzucił mną o ścianę.
- Oboje jesteśmy siebie warci. Czyli to wszystko prawda? Wypadek mojej matki był zaplanowany! Ruda nie kłamała. Kto był jego kreatorem? Ty, Liam, Harry? A może Louis? - odepchnęłam go i uderzyłam w twarz.
Wiele razy byłam się z facetami. To było dla mnie rutyną, czymś normalnym. Malik złapał się za krwawiący nos i popchnął mnie na ziemię, poczym zaczął okładać pięściami. Wiedziałam, że się chamował. Wiedziałam też, że musiał mnie ukarać. Mieliśmy umowę, a ja jako tako ją złamałam. Wiedziałam również, że kurwa co by nie było musiałam się bronić. Wstałam, złapałam leżący niedaleko wazon i rzuciłam nim w stronę Malika. Kurwa, ukłonił się, a szklany przedmiot przeleciał nad jego głową. Zaśmiał się ironicznie, a ja wykorzystałam sytuację. Podpiegłam do niego i rzuciłam się tak, że upadł twarzą do szkła




Po chwili udało mu się odchylić głowę i uderzył nią w moją brodę, przez co zachwiałam się do tyłu i upadłam. Walczyliśmy. Chłopak w końcu wyciągnął broń. Czekałam na to. Wycelował nią w moją stronę. 
- Ty piepszona szmato! - krzyknął.
Dyszałam.
- No dalej! Zastrzel mnie! Wiem, że tego chcesz. Wszyscy tego chcecie, prawda? Dlaczego się chamowałeś? Przecież jestem dla ciebie tylko problemem.




- Zamknij się! Nie mogłem... nie chciałem tego. Rozumiesz? 
Musiałem to zrobić! Musiałem brać w tym wszystkim udział. Ty miałaś, dom, rodzinę. Ja nie miałem nic. Wszedłem  w to gówno i nie mogę już z tego wyjść. Wiesz jak to jest? Popełniasz zbrodnię za zbronią i już powoli przestajesz to zauważać. Zagłębiasz się w to i stajesz się człowiekiem wypranym z uczuć. Zostajesz pozbawiony wszelkiego człowieczeństwa. 
Ja nie chciałem taki być, to Mike mnie tego nauczył.

- Nie zwalaj winy na niego. Miałeś wybór, mogłeś uciec. Twoje życie? Nie chrzań Zayn. 
- Nic o mnie nie wiesz. - spóścił broń na dół.
- Dlaczego tego nie zrobiłeś? Ulżyło by ci. - zaśmiałam się ironicznie patrząc na jego pistolet. 
- Nie mogłem Rachel. 
- Ah no tak, co byś powiedział Harremu? Jedyny, żywy dowód w tym całym gównie, ginie z rąk jednego z jego marionetek. 
- Nie dlatego. - syknął.
- To dlaczego? Powiedz mi. - szepnęłam. 
Chłopak wiercił wzrokiem dziurę na mojej twarzy, poczym uderzył ręką w ścianę i wyszedł.

W pewnym sensie odetchnęłam, skuliłam się wpół i oparłam dłonie na kolanach. Z mojego czoła sączyła się strużka krwi, wogóle było jej wszędzie pełno. Całą podłogę pokrywało szkło, a ja przez ten widok jeszcze raz, z dokładnością przypomniałam sobie ostatnie wydarzenia. Nie docierało do mnie to co miało miejsce, to, że walczyliśmy. Należało mi się, nie byłam w stosunku Zayna fer, ale to nie zmienia faktu, że się zawiodłam. Rozumiem jego postawę, ale on powinienen zrobić to samo. Pierdolić to, chyba czas by znowu się napić, pytanie tylko, czy wrócić do salonu i narazić się na ponowne spotkanie Malika. Tak czy tak muszę iść umyć twarz i zobaczyć jak bardzo moja warga jest rozcięta. 

Weszłam do łazienki, na brzegu wanny siedział mulat, mocno zaciskał szczękę, trzymał w dłoni kawałek rozbitego wazonu. Podeszłam do niego i z wielką siłą, ale pozbyłam się odłamka. Nawet na mnie nie spojrzał. Oczyściłam swoje rany i zabrałam się do przemywania jego nosa. Odsuwał moje dłonie kilka razy, ale koniec konców oboje pozbyliśmy się zaschniętej krwi. Bałam się odezwać, zrobił mi miejsce obok siebie. 


- Jesteś cholerną suką Rachel. 
- Powiedz mi coś czego nie wiem. - parsknęłam śmiechem, dołączył do mnie, lekko uśmiechając się pod nosem.
- Zajebisty prawy sierpowy.
- To też wiem. - wzruszyłam ramionami, ścisnął mnie mocno za łokieć i przyciągnął do siebie. Całował mnie z pasją i gwałtownością, jaka towarzyszyła nam zawsze, gdy byliśmy blisko. Dreszcz przebiegł wzdłuż mojego kręgosłupa, gdy zamruczał w reakcji na moje przygryzienie wargi. 

Nie wiedziałam co myśleć o naszym zachowaniu, ale tacy już byliśmy. Może to była nasza forma zgody, może zwykła chandra, a może nawyk, który stanie się naszą tradycją? Popierdolone, ale to słowo idealnie nas opisuje. W niedługim czasie oboje byliśmy bez koszulek, tępo zostało zwiększone przez co nasze ciała wpadły do wanny. Ból przeszył moje ciało, ale w tym momencie to nie było ważne. Nie było gry wstępnej, powolnego tępa i romantycznych pocałunków. 

Być może to są rzeczy, które potrafią doprowadzić na skraj,a  może już na nim jestem?
W każdym razie, nie jestem sobą, nie jestem April, nie jestem również Rachel po śmierci Mike'a, jestem kimś innym, kimś kto nie dokońca powinien być, istnieć.

Jedynym co pamiętam w tej chwili jest szybkość z jaką Zayn zanurzał się we mnie, raz za razem. Jego bolesne ukąszenia i zasysanie prawego sutka. Był tak dobry i taki pewny siebie, że nie pozostało mi nic oprócz wplecenia palców w jego włosy. Ciągnęłam za nie, gdy zbyt długo zajmował się rozproszony moim ciałem, zamiast pieścić moje usta. Chciałam go mieć, całego, przyciśniętego mocno do nagiego ciała, ocierającego się w ostentacyjny sposób, sprawiającego mi przyjemność, ale i ból.

Zayn schował głowę w zagłębieniu mojej szyi tworząc na niej malinkę. Głośno sapał po orgaźmie jaki chwilę temu praktycznie w jednakowym czasie dał nam spełnienie. Leżał na mnie przygniatając mnie do zimnej powierzchni. Pokręcił głową łaskocząc mnie w policzek. 

- Ciekawe czy kiedyś zrobimy to łóżku. Wiesz, tak naprawdę, zatopieni w miękkiej pościeli, gdy nasze ciała plączą się ze sobą i prześcieradłem zmiętym, na kótrym będziesz zaciskać swoje dłonie. 
________________________________________________________________________________

Mamy kolejny, pisany pół na pół. Mam nadzieję, że sprostał wszelkim oczekiwaniom i wynagradza, czas, w którym trzebabyło na niego czekać XD

następny powinien być w niedługim czasie, być może pojawi się koło wtorku/czwartku XD

Trzymajcie się cieplutko! <3

Olek.

niedziela, 25 stycznia 2015

Uwaga

Chciałam Was powiadomić, że rozdział pojawi się w sobotę\niedzielę i będzie on o wiele, wiele dłuższy od wczorajszego. Wynika to z tego, iż Ola nie ma znowu internetu i jest małe zamieszanie, ale damy radę. Przepraszamy i dziękujemy za wyrozumiałość ♥
Natalia&Ola

sobota, 24 stycznia 2015

28| Gabinet.

Weszłam do twierdzy, zdziwiona, że wszędzie panowała ciemność. Zaglądnęłam do sypialni Zayna, ale nie zastałam go tam. Zabiezpieczenia nie były włączone, więc na pewno znajdował się w środku. Wzruszyłam ramionami i miałam zamiar iść do kuchni, kiedy minęłam drzwi, za którymi krył się korytarz. Przypomniałam sobie, że miałam spróbować dostać się do gabinetu ojca. Nadzieja, na poznanie całej historii znowu rozpaliła się we mnie. Zabrałam jabłko i udałam się pod machoniowe drzwi. Kątem oka zobaczyłam tlące się światło, gdzieś koło siłowni. Podeszłam bliżej drewnianej powłoki i przejechałam po niej dłonią. Badałam jej fakturę, by wyczuś jakieś zgrubienie, ale nic takiego nie znalazłam. Po 30 min bezsensownego kluczenia, aparłam się o nie, natrafiając na coś ostrego. Moje plecy przeszył  ból, mimo to podniosłam się. Słabe światło nie oświetlało dobrze podłogi, więc nie widziałam jej na tyle, by sprawdzić co mnie skaleczyło. Wróciłam do pokoju po latarkę.

Skierowałam strumień na podłogę i dostrzegłam koło progu, pas metalowej powierzchni z ćwiekami. 6 wystających elementów przypominało kształtem przyciski. Zaintrygowana położyłam się na brzuchu, a nos wetchnęłam praktycznie w nie. Myślałam chwilę czy to jest coś, co może doprowadzić mnie na drugą stronę. 6 identycznych i dobrze wykonanych okręgów. Powróciłam do pozycji siedzącej, w głowie miałam kompletną pustkę. Po drugiej stronie usłyszałam szmer, nie wiem dlaczego tak zareagowałam, ale stwierdziłam, że to może być jakieś zagrożenie i sięgnęłam po miecz trzymany przez średniowieczną zbroję. Z siłowni wyszedł spocony Malik, miał na sobie krótkie, boskersie spodenki i bandaż na rękcach jaki zakłada się pod rękawice. Schowałam się, nie chciałam, żeby mnie zauważył, i w momencie, w którym o tym pomyślałam, wpadłam na tą pieprzoną zbroję. Zajebiście kurwa. 

- I tak wiedziałem, że tu jesteś. - wzruszył ramionami, podniosłam hełm z podłogi.
- Nie wiesz jak je otworzyć? - wskazałam na drzwi, byłam pewna, że coś wie.
- Widziałem jak przyglądałaś się tej dziwnej płytce, jak ją ściągniesz, zobaczysz miejsce do wpisania szyfru. Dokładnie 6 cyfr. Idę wziąść prysznic. - wskazał na swoje ciało.

Wróciłam do leżącej pozycji, z kieszeni wyciągnęłam scyzoryk i podwarzyłam metal. Tak jak mówił mulat, był tam czarny ekran, a w niejscu tych dziwnych wypukleń, ręczny szyfr. Myślałam,że będzie to coś bardziej komputerowego, mój ojciec w tej dziedzinie był geniuszem, co niewątpliwie i u mnie zaszczepiło swoje korzenie. Postanowiłam zaryzykować i wpisałam datę ślubu rodziców.

Nic.

Wpisywałam różne kombinacje, jakie kiedykolwiek słyszałam od taty i które mógł użyć, Wszystko na nic. Postanowiłam sobie zrobić przerwę. Było już coś koło 2 nad ranem. Słyszałam odgłosy telewizora.

- Dostałem wiadomość, że chłopaki będę tutaj rano. Lepiej oddaj mi spluwę i scyzoryk.
- Skąd?
- Kochanie, myślisz, że jestem głupi. - westchnęłam, nie miałam ochoty się kłócić. Zmęczona i przygnębiona niepowodzeniem stwierdziłam, że za szybko się poddaję. Mój duch walki chyba został pogrzebany wraz z kilkoma chwilami, które sprawiły, że myślałam,że mogę normalnie funkcjonować i żyć. Myśl do cholery.

Złapałam się za głowę, pewna, że przed przyjazdem reszty gangów nie zdołam otworzyć jedynej wskazówki, jaka mi została. Mike, miał wiele twierdz, ale ta była jedyną, która była bardzo blisko domu. Blisko mamy.. i mnie!

No jasne, jak mogłam na to nie wpaść wcześniej. Zerwałam się, strącając szklankę ze stolika, rozbiła się, ciężkimi butami zgniotłam szkło.

-Rachel, ty cholerna kobieto! Co tym razem?
Nie odpowiedziałam, gnałam pod drzwi z zamiarem poznania prawdziwej historii życia mojego ojca.
_________________________________________________________________________________

Jest krótko, beznadziejnie i nijak. Sama nie wiem, czemu to opublikowałam, ale myślę, że wena nie do końca do mnie wróciła, poza tym jeśli miałabym jeszcze raz napisać ten rozdział, to nic bym w nim nie zmieniła, oczywiście może poza długością, bo wiem że w nie powala nią nawet w 10%. Myślę, że to nie jest to, czego każdy się spodziewał (chodzi mi o jakość) ale jestem pewna, że jak dacie o sobie tutaj znać, to wstawię jeszcze jutro kolejny rozdział, za który za chwilę się zabiorę. Nie wiem co w nim napiszę, ale jestem zdetermionowana, by to zrobić, bo wiem, że nie będzie potem czasu, żeby z tym nadgonić.

We wtorek jadę na wycieczkę z kościoła (y?) to coś jak rekolekcje przygotowujące do bierzmowania. Także trzymajcie kciuki bo 3 dni modlenia mogą wpłynąć na mój móżdżek i nieco go, że tak powiem wyczyścić. Hahaha XD

Jak tam u was po nowym roku i tym sajgonie z powrotem do szkoły? U nas jak widzicie czasu nie było, ale zaraz po wycieczce zaczynają mi się ferie, a potem Tali, także powinniście mieć nowy zapas rozdziałów :)

Nie przedłużając (bo notka wyjdzie dłuższa niż rozdział yyy?) chciałabym podziękować WIKTORII ! Kochana jesteś wielka, i jeśli to czytasz, to wiedz, jestem ci ogromnie wdzięczna. Wiktoria pomogła mi z wattpadem, zrobiła nawet dla nas okładkę. Jeszcze nic narazie nie mówię, ale może w niedzielę, jak pojadę do Tali (może) to ogarniemy to wszystko.

Olek.



środa, 21 stycznia 2015

Wyjaśnienia.

Hej kochani, piszę tak na szybko, bo kompletnie nie mam czasu ;/ Zbierałam się długo z napisaniem rozdziału, bo ja nie miałam weny a Tala tez jest zabiegana jak ja, więc zostało na tym że pisze notkę. Obiecuję, że spróbuję napisać coś w piątek, bo zaświtał mi pomysł na rozdział więc piątek, sobota, ewentualnie niedziela (ale najpóźniej) powinien się pojawić. PRZEPRASZAM JAK TA NOTKA NIE MA ŁADU I SKŁADU! Kocham was! :*

Olek.