wtorek, 23 września 2014

18| Wyścig.

Byłam w rozsypce. Tak, mogę to tak nazwać. Nie wiem dlaczego tak zareagowałam... Dobra, właściwie to wiem. Jesteś cholernie samotna, Rachel. Nie, wcale nie! Mam... właśnie. Nie mam nikogo. Jedynymi osobami z jakimi rozmawiam są chłopaki. Jestem jak małe źródełko na cholernie wielkiej pustyni. Pustyni pełnych ludzi, którzy w jakiś mały sposób przyczynili się do mojej osobistej klęski.
- Cii, uspokój się. - Zayn przyjemnie głaskał moje plecy.
- Nic nie będzie dobrze, rozumiesz? Ja pierdolę Zayn, jestem sama! Rozumiesz to? S-A-M-A. Nie mam rodziny, przyjaciół. Powinnam być teraz na studiach a jestem tutaj. Wiesz jakie to uczucie? Kochać, tęsknić a nienawidzić jednocześnie.
- Mówisz o... 
- Tak mówię o moim ojcu. 
Poczułam ukłucie w sercu na wspomnienie tego słowa. Dobra, musiałam się ogarnąć. Musiałam się gdzieś wyładować, a jedynym miejscem, gdzie mogłam to zrobić jest pewna melina. Oderwałam się od chłopaka, łapiąc go za rękę. O nic nie pytał, nic nie mówił. Po prostu robił to co ja, ten jeden jedyny raz. Przemknęliśmy koło zdezorientowanego faceta, a ja pospiesznie otworzyłam samochód. 
- Gdzie mnie zabierasz? - spytał Malik, kiedy znajdowaliśmy się już w środku.
- Na wyścigi. - odpowiedziałam krótko.
Zayn kiwnął głową, nie odpowiadając mi.
- Chcesz się ścigać? Nie sądzę aby to był...
- Zamknij się. Będę się ścigała czy tego chcesz czy nie. Masz wybór, jedziesz ze mną albo zostajesz i wypatrujesz mnie na mecie. - spojrzałam na niego.
Serio, straciłam humor. Nie miałam czasu, siły i ochoty na jego "nie sądzę, aby to był dobry pomysł, jesteś roztrzęsiona". 
- Powoli wyczerpujesz granicę mojej cierpliwości dzisiaj. - prawie syknął.
Oho, w Maliku znowu budzi się boy. Nie odpowiedziałam nic, a zaledwie prychnęłam. Mimo, że dobrze znałam Zayna i wiedziałam, że z nim lepiej się nie targować, lałam na to.  W zasadzie teraz lałam na wszystko. Ruszyliśmy z piskiem opon, a staruch spojrzał na nas z dezaprobatą.  Jechaliśmy miastem, było już właściwie ciemno. Tym lepiej. Tutaj nocą zawsze jest jakiś wyścig. Szukając prawdy o rodzicach, spotykałam się z różnymi  ludźmi i tym całym gównem. Musiałam sobie radzić na wszystkie możliwe sposoby. 
- Daleko jeszcze? - Malik od dłuższego czasu wreszcie się odezwał.
- Jesteśmy prawie na miejscu. 
Wjechałam w uliczkę prowadzącą w okolice jakiegoś lasu.
- Skąd wiesz, że odbywają się tutaj takie rzeczy? - spytał drapiąc się po zaroście. 
- Myślisz, że robię to pierwszy raz?
Machnęłam ręką na znak,że nie chce znać odpowiedzi. Pewnie rzuciłby jakimś zboczonym tekstem, a ja naprawdę nie mam ochoty na jego żarty, poza tym dojeżdżaliśmy już na miejsce. Jedyną rzeczą jaka mnie wkurzała w tych wyścigach, to pełno skąpo ubranych dziewczyn. W przeciwieństwie do nich, ja miałam na sobie  czarne, obcisłe rurki z dziurami, tego samego koloru krótki top z wycięciami po bokach i skórę, czyli - standard, a mimo to wyglądałam bardziej kobieco. Równocześnie z Zaynem wyszliśmy z samochodu. Chłopak  bardzo ucieszył się na widok tyyyylu dziewczyn, praktycznie gołych. Uśmiechnął się pod nosem, a ja KOLEJNY RAZ prychnęłam, mijając go. No proszę was... zachowuje się jak lew, który zobaczy stado antylop. DOSŁOWNIE.
- Ej, poczekaj. Nie chcę się zgubić. - powiedział łapiąc mnie za rękę.
- Zapewne jakaś laska ci pomoże, i to nie tylko w odnalezieniu się. - powiedziałam dość ostro.
Zaśmiał się, ale nic nie powiedział. Podążałam w kierunku organizatora wyścigu, którym tak naprawdę był zwykły koleś. Zasady są proste. Każdy zawodnik wykłada kasę, wygrany zgarnia wszystko. Potrzebowałam odreagować, ścigałam się głównie po to, żeby mieć frajdę, ale nie ukrywam wygrana kasa też się przydawała.
- Rachel? Nie wierzę własnym oczom!- powiedział Julies, kiedy mnie zobaczył.
Posłałam mu ciepły uśmiech.
- Tyle co zwykle? - spytałam, grzebiąc za plikiem banknotów, który zawsze nosiłam w wewnętrznej stronie kurtki.
- Poczekaj, ja wyłożę. - Malik powstrzymał moją rękę.
- Ej, nie potrzebuję tego.
- Zawrzyjmy umowę. Jeśli wygrasz, zrobisz ze mną wszystko co będziesz chciała. Będę cię słuchał, przez cały jebany dzień. Jeśli przegrasz, zrobisz dla mnie i tylko dla mnie mały strip tizz. Co ty na to? - oblizał wargi.
Spojrzałam na niego, potem na Juliesa, który właśnie rozmawiał z innym uczestnikiem.
- Jesteś tego  pewny? - spytałam, podnosząc brew. - Mówisz, że będę mogła zrobić z tobą wszystko? - przybliżyłam się do niego i wyszeptałam mu to do ucha.
- Dokładnie. - prawie jęknął, kiedy moje usta złożyły mokry pocałunek, pod jego uchem.
Uśmiechnęłam się, przyłożyłam palec do ust na znak, żeby był cicho i poszłam w stronę samochodu, aby ustawić się na mecie, podczas kiedy Malik płacił Juliesowi. Wiedziałam, że wygram. Byłam zbyt obcykana w te klocki, aby odnieść porażkę.

Zajrzałam pod maskę lekko się nad nią nachylając, jedną ręką trzymałam klapę, a drugą dokręcałam zawór od wężyka, gdy ktoś uplutł mnie rękami w pasie.
- Wybacz będę okrutny, ale bardzo chce żebyś przegrała. - chwyciłam ręce chłopaka i odciągnęłam je od siebie. Powoli zamykając maskę odwróciłam się do niego, uśmiechnęłam się, chociaż wcale nie miałam ochoty.
- Wsiadasz? - skinęłam na samochód, miałam nadzieję, że Malik wsiądzie ze mną do tego pierdolonego auta i że ten figlarny uśmiech zniknie z jego twarzy, kiedy dotrę pierwsza na metę. Mam wielką ochotę na niebiezpieczną zabawę z mulaatem, którą wkońcu sam zaproponował. Wszedł do środka mamrocząc coś pod nosem. Sama zajęłam miejsce za kierownicą, przygotowywując wszystko. Nie odzywał się, siedział cicho i obserwował jak wyjawiam największe tajemnice pojazdu, który należy do mnie. Sprawdziłam wszystko, akurat w momencie kiedy na środek wyszła brunetka w bardzo krótkiej spódniczce, miałam ochotę zwymiotować gdy Zayn zagwizdał, kręcąc głową. Ugh.. co to ma być? W każdym razie nie miałam czasu nawet nad tym myśleć, nie chciałam się rozpraszać. Czekałam na moment kiedy krwisto czerwona chusta poleci do góry, a ja będę dryfować gdzieś gdzie czuję się naprawdę dobrze. Nagle wszystko się zmieniło, znak do startu został wykonany, nacisnęłam pedał gazu, niemal od razu wypuszczając z ukochanej maszyny potwora. Na początku nie jechałam na szczycie stawki, majaczyłam gdzieś pomiędzy ostatnim zawodnikiem, który zsecydowanie męczył silnik. W przeciwieństwie do mnie, auto prowadziło się jak jeszcze nigdy, to było to. Dojechaliśmy do zakrętu, przygazowałam jeszcze bardziej, chcąc wyprzedzić kilkoro śmiałków. Pojechałam jak najbliżej bandy i przemknęłam dosłownie milimetry od czarnego Nissana 350Z. Dobre auto, za to kierowca zjebany. Bywa i tak. Do końca wyścigu pozostały mi już tylko dwa okrążenia, a dalej miałam do wyminięcia cztery pojazdy. Musiałam sie skupić i dobrze wywarzyć każdy swój ruch, miałam nadzieję, że to na co się porywam mi wyjdzie. Podjechałam jak najbliżej Toyoty Carolli AE86 zaczepiając swoim zderzakiem o jego, kierowca chwilę jeżdził slalomem, zapewne po to, żeby mnie zgubić. O nie, nic z tego..
- Wyciągnij butlę z nitro! - rzuciłam do Malika, który nie wiedzieć czemu siedział cicho i mocno zaciskał pięści.
- Co?
- Rób co mówię. - krzyknęłam, a kiedy zrobił to o co poprosiłam skupiłam się na wyminięciu Toyoty. Wcisnęłam sprzęgło, odczepiając się od przeciwnika i nacisnęłam nitro.
Samochód przyśpieszył do takiej prędkości, że wbiło nas w siedzenia. Wymijałam wszystkich, aż wkońcu to ja byłam pierwsza i to inni starali się poonać mnie. Ostatni zakręt był juz tylko formalnością, mogłam w pełni rozkoszować się zwycięstwem i tak też zrobiłam. Posłałam uśmiech numer 10 w kierunku bruneta i wzrokiem powróciłam na drogę. Z oddali było widać rozentuzjowany tłum, z niecierpliwością oczekujący zwycięscy. Przekroczyłam linię mety, a wszycy niemal od razu dopadli do samochodu głośni krzycząc i machając ręką. Wysiadłam ze środka, bez jakiegokolwiek wyrazu twarzy, nie chciałam pływać w zachwycie tych baranów. Pojechałam dobrze więc wygrałam, jak mogłoby być inaczej? Przeciskałam się przez tłum ludzi, kiedy ktoś mnie popchnął. Gwałtownie odwróciłam się, spotykając się z rozwścieczonym wzrokiem jakiegoś dupka.
- Co z tobą nie tak? - syknęłam, mierząc go pogardliwym wzrokiem, kojeny frajer nieumiejący przegrywać. Akurat tacy jak oni nie są moim problemem, mógł nie stawiać tyle kasy wiedząc, że jest beznajdziejny, a drift to dla niego pojęcie obce. Westchnęłam i zacisnęłam dłonie w pięści.
- Co to miało być?
- Co? - zapytałam głupio mimo, że dokładnie wiedziałam o co chodzi. - Mówisz o tym jak skopalam ci tyłek, o pogodzie, o tym jak skopałam ci tyłek, czy o tym jak skopałam ci tyłek? - miałam niezły ubaw z tego bufona w bialej koszulce Polo. Jak stylowo..
Ludzie zgromadzeniu wokół nas zaczeli gwizdać z uznaniem,  wśród nich widziałam Zayna, który lekko zaniepokojony? przyglądał się całej sprawie. Przewróciłam oczami, na znak, że wszystko ok i już nieraz byłam w takiej sytuacji, mimo to radziłam sobie.
- Wiesz co teraz mam zamiar zrobić? - spytał, ale ja weszłam mu w słowo.
- Nie wiem jak ty, ale ja zamierzam teraz odebrać swoją wygrają kasę. - uśmiechnęłam się i odwóciłam dobrze wiedząc, że brunet zaatakuje. Mocno chwycił mój nadgarstek i przyciągnał do swojego torsu. Bardzo chciałam nierobić nikomu kłopotów, ale skoro sam sie o nie prosił to pozostało mi tylko pogratulować mu głupoty. Trzymał mnie w uścisku za nadgarstki, moje dłonie były zgięte w łokciach więc całą swoją siłą pociągnęłam je w dół,  wyswobodzajac się z uściku. Zezorientowany chłopak patrzył na mnie podczas gdy ja już podnosiłam pięść i mierzyłam prosto w jego nos. Co jak co, ale mój prawy sierpowy był niezastąpiony.

 Usłyszałam trzask, a zaraz potem potok krwi zalał idealny kołnierzyk. Podniosłam kolano i uderzyłam trzymającego się za nos bruneta prosto w jego klejnoty. Zatoczył się, więc go popchnęłam. Kałuża w którą wpadł, ubłociła tych którzy najbliżej stali. Nie dbałam o to, kopałam leżacego po brzuchu do momentu, w którym zaczął przypominać bardziej zwłoki niż ludzkie ciało. Miałam ochotę na więcej, ale kłopoty wcale nie były mi potrzebne. Wykonałam gest otrzepywania dłoni, poprawiłam kurtkę, która zsunęła mi się lekko z ramion i odgarnęłam włosy z twarzy. Wycofałam się z tłumu, ciągnąc za rękę brązowookiego. Pod drzewem odnalazłam Juliesa, palącego skręta i liczącego plik pieniędzy. Po jego obu bokach uczepione były nawet nie brzydkie brunetki. Mimo to zmierzyłam je pogardliwym wzrokiem. Nie potrafiłabym tak jak one, skąpo ubrane kleić się do faceta, który jest już na haju. Trochę godności suki..
- Rill złotko niezłe zamieszanie mi zrobiłaś. - wzruszyłam ramionami, bywało, że działy się gorsze rzeczy, ale za każdym razem obywało się bez konsekwencji.
- Bywało gorzej prawda? - usłyszałam chrapliwy śmiech, potem blondyn podał mi wygrane pieniądze.
- No już zmykaj, zaraz będę tu gliny. - ostrzegł mnie, po czym sam wycofał się do czerwonego porshe,a za nim jak posłuszne pieski podreptały jego koleżanki.
- Idziemy. - zarządziłam i wycofałam się z parkingu. Mój samochód dalej stał na lini mety, gdzie łatwo było trafić. Dalej stało tam pełno osób i głośno rozmawiało o dzisiejszym przejeździe. Odgoniłam wszystkich i najnajszybciej stamtąd odjechałam. W środku wyciągnęłam ze schowka chusteczki i otarłam nimi kłykcie. Zaczerwienione kostki były obdrapane i lekko krwawiły. Nic nowego..
- Czemu nic nie mówisz? - przerwałam ciszę.
- Nie jestem wstanie pogodzić się z przegraną. - teatralnie zakrył twarz rękami. Wywróciłam na to oczami.
- Widziałeś co robię z takimi... - zaczęłam, ale mi przerwał zatykając moje usta dłonią. Przejechałam po niej językiem i zaśmiałam się, kiedy brunet się skrzywił. Zatrzymałam się na czerwonym świetle.
- Oh a teraz to jeździsz przepisowo. - odciął się Zayn.
- Siedź cicho. - mrkunęłam i przeniosłam się na kolana Malika, chwycilam jego twarz w obie dłonie, gładząc kilkudniowy zarost i niemal od razu do niego przylegając. Przygryzłam miękką wargę brązowookiego, a gdy cicho jęknął wsunęłam język do jego ust. Nasze języki odnalazły się i zaczęły doczyć ze sobą walkę, w której zdecydowanie dominowałam. Oderwaliśmy się od siebie, kiedy ktoś za nami zaczął trąbić. Jęknęłam zirytowana i wróciłam na swoje miejsce. Odsunęłam szybę i wystawiłam środkowego palca, w kierunku podstarzałego faceta. Wnętrze samochodu wypełnił perlisty śmiech Malika.
- Jesteś niemożliwa.

_________________________________________________________________________________
Hej kochanie, miałam nie dodawać, ale proszę :) nie wiem kiedy będzie kolejny!!!

Komentujcie, bo coś mało was tu ostatnio :C 

Jak macie jakieś pytania to piszcie na asku :*

Ola :)

poniedziałek, 8 września 2014

17| Tatuaż.

- Jak dobrze cię widzieć Rill. - przewróciłam oczami na pieszczotliwe przezwisko z dzieciństwa. Od kiedy pamiętam wujek mówił tak na mnie, bo gdy tylko do niego przejeżdżałam leciałam nad jezioro i bawiłam się tam tak długo aż nie zrobiło się ciemno. Ponad to Joe mówił, że byłam strasznie szybka i wszędzie było mnie pełno, dlatego byłam jego małym strumyczkiem. Zabawne.. 
- Ciebie też wujku.. - uśmiechnęłam się.
- A to kto?
- Zayn to jest Joe mój wujek, a to..
- Zayn..  jestem chłopakiem Rachel.
CO?


Posłałam mu zdezorientowanie spojrzenie mimo, prawie niewidzocznie wzruszył ramionami, ale nie zrobił nic,żeby odwołać to co właśnie powiedział. Miałam ochotę zapytać Zayn? Co ty do chuja odpierdalasz?, ale zamiast tego weszłam za wujkiem do środka budynku. Mimo, że drewniany domek wyglądał na mały, w rzeczywistości taki nie był. Zaraz po wejściu do środka widać długą, czarną ladę, a za nią pełno skórzanych foteli. Na jednym z nich siedział mężczyzna, coś koło 40 i jak dobrze zauważyłam tatuował na swoich łopatkach skrzydła, a po środku nich czyjąś twarz. Może była to jego zmarła tragicznie córka? Potrząsnęłam głową, po co myślę o takich rzeczach? Przecież nie wszyscy mają tak zjebane życie jak ja. Uśmiechnęłam się do Joe,a  ten wskazał na fotel obok gościa, obok którego ponownie usiadł.
- Zaraz do ciebie przyjdę. - skinęłam głową i odwróciłam głowę. Zayn siedział na krześle obok i mi się przyglądał. Zrobiłam gest palcem, żeby się przybliżył, kiedy już to zrobił, nachywliłam się.
- Po co to powiedziałeś? - wyszeptałam mu do ucha, nie chciałam żeby ktokolwiek słyszał  naszą rozmowę, a od chwili kiedy usłyszałam słowa brązowookiego nie dawało mi to spokoju.
- Po prostu Rachel. - odszepną równie cicho i wrócił na swoje miejsce. Nie odzywaliśmy się do siebie dopuki coś małego i rudego nie wbiegło do salonu.
- Caaaat! Uważaj.. - krzyknął kobiecy głos z podwórka, a ja od razu rozpoznałam w nim, głos żony Joe'go Melisy. Była młodsza o 15 lat, miała gęste, kręcone i rude włosy i całe mnustwo tatuaży. Zaczynała w Joe Tattoo Studio jako recepcjonistka, a teraz nie dość, że jest szczęśliwie zakochana w swoim byłym szefie to robi takie tatuaże, że nie jeden mógłby się schować.
- Racheeeel! - mały potworek odgarnął swoje ogniste włosy z oczu i od razu do mnie podbiegł.
- Cześć maleńka. - wzięłam na ręce czterolatkę i pocałowałam jej czółko. Była potworkiem to fakt, ale była też niesamowicie urocza i bardzo przypominała mi mnie. Wyrwała mi się z objęć, podbiegła do taty, szturchnęła go łokciem i zaśmiała się. Zaraz potem dostała naganę od mamy, bo znowu przeszkadza tacie w pracy i ponownie przybiegła do mnie. Mała była bardzo inteligentna, więc obecność Zayna nie pozostała niezauważona. Co chwila wywiercała się w jego stronę,żeby na niego zerknąć, aż wkońcu nie wytrzymała i prosto z mostu zapytała kim jest jak to ona ujęła '' przystojny pan''. Jak na swój wiek, wymowę nawet tych trudnych słów miała opanowaną do perfekcji, dołączyć do tego uśmiech ukazujący wszystkie ząbki i brązowe oczy jak perełki i nie sposób było jej zignorować. Traktowałam ją jak młodszą siostrzyczkę i w tej chwili znowu pomyślałam o tym, czy aby dobrze zrobiłam przyjeżdżając tutaj. Czy nie narażam Joe i jego rodziny na niebezpieczeństwo? Co prawda Mel doskonale wiedziała czym zajmuje się jej mąż, ale nie przeszkadzało jej to. Lubiła ryzyko i czasem nawet mu pomagała. Nie widziała niczego złego w przekrętach jakie robił tatuażysta i za to ją podziwiałam. Nie wiem czy umiałabym żyć ze świadomością, że mój ukochany to przestępca, zwłaszcza gdy w rodzinie wychowuje się  dziecko. Ale oni byli inni, chodzili z małą na strzelnicę, uczyli ją od najmłodszego samoobrony. Cat była uroczą istotką zdolną do zestrzelenia (na razie tylko pistoletem na kulki) puszek z dość dużej odległości. Jeśli w przyszłości chciałabym założyć rodzinę, to chciałabym by wyglądała tak jak ich. Kochali się, żyli bez tajemnic i się akceptowali. Czy można chcieć czegoś więcej? Potrząsnęłam głową, chcąc wyrzucić z siebie te wszystkie kłębiące się we mnie myśli. Zbieranie się na sentymenty było ostatnią rzeczą, jaką w tej chwili potrzebowałam. Odłożyłam małą, a na sobie znowu poczułam wzrok mulata. Spojrzałam na niego, a on jak gdyby nigdy nic odwrócił wzrok. Nie wiedziałam dlaczego nazwał mnie swoją dziewczyną, ale... no kurde. W jego ustach brzmiało to tak... idealnie? Nie, nie mogę tak myśleć.
- Gotowa? - usłyszałam za sobą głos mojego znajomego tatuażysty.
- Zawsze i wszędzie. - uśmiechnęłam się.
Joe gestem ręgi pokazał mi fotel, a obok niego wolne krzesło. Podniosłam brew, ponieważ nie wiedziałam komu będzie ono przeznaczone.
- Pomyślałem, że twój chłopak będzie chciał być przy Tobie, kiedy zacznę tworzyć to arcydzieło na twojej ręce.
Słucham?
- Um... ja myślę, że... - zaczęłam szukać w myślach dobrej wymówki.
- Bardzo chętnie. - usłyszałam za sobą głos Zayna, a co gorsze jego ręce na moich biodrach, które niemal je paliły.
- W takim razie zapraszam.
Spojrzałam groźnym wzrokiem na mulata, ale ten widocznie miał z tego niezły ubaw. Poczekaj, aż wrócimy do domu. Usadowiłam się wygodnie, a Joe przystąpił do pracy.
- Jak będzie cię bolało, to ściśnij moją dłoń. - oznajmił mi Zayn, wyciągając ją.
- Spojrzałam na nią, potem na niego, a na końcu na Joego, który bacznie nam się przyglądał. Zacisnęłam powieki, ale podałam mu moją dłoń. Chłopak przyjemnie zaczął gładzić ją kciukiem. Nie wiedziałam, że ma w sobie chodź krztę czułości.
Kiedy moja ręka była już prawie gotowa, ja już ledwo mogłam wysiedzieć na tym zasranym fotelu. Bolało... bardziej niż strasznie. Myślałam... a właściwie zapomniałam jak to jest robić sobie tatuaż. Mimo, że spodziewałam się, że spotkałam się już każdym rodzajem bólu, muszę przyznać, że ten był nie do zniesienia. Oh,  pewnie Malik w środku śmieje się ze mnie... tak, na pewno. W sumie teraz nie obchodziło mnie to. Odwróciłam głowę od ściany i spojrzałam na gotowe już dzieło, które Joe owijał folią.
- Za parę dni powinno się zagoić, do tego czasu niech twój chłopak uważa na ciebie, bo mimo, że miałaś już robione tatuaże, na ten twoje ciało może zareagować inaczej. Aha i pamiętaj mała, jakby coś to dzwoń. - spojrzał wymownie na mojego towarzysza.
- Będę jej strzegł jak oka w głowie. - mulat wyszczerzył się w jego stronę, ignorując ostatnie zdanie.
Oh, serio? Spojrzałam na niego, nie wiedząc co odpowiedzieć, więc posłałam mu minę mówiącą mniej więcej: "Poczekaj, aż będziemy sami".
- Jasnę jak słońcę, Joe. Ty też pamiętaj, że zawsze możesz na mnie liczyć, cokolwiek by się nie działo. Jesteśmy w końcu prawie rodziną! - poczochrał mi włosy.
Po chwili opuściliśmy budynek, a kiedy byliśmy wystarczająco daleko od spojrzeń Joego, zrzuciłam jego rękę, która oplatała moje ramię.
- Czy ciebie do końca popierdoliło?!- wrzasnęłam widząc rozbawioną minę chłopaka.
- Kochanie, nie denerwuj się tak!- zaśmiał się.
- Ciebie to bawi, tak? - syknęłam - Co, może jeszcze mu powiesz, że mamy ze sobą dziecko!
- A mamy?
Złapałam się za głowę i krzyknęłam z całej siły. Kiedy byłam zbyt zdenerwowana, albo coś mi nie wychodziło zawsze darłam się jak opętana. Po prostu to mi pomagało. Ostatni raz spojrzałam na mulata i wpakowałam się do samochodu, oczywiście na miejsce kierowcy. Po chwili usłyszałam jak Malik również do niego wsiada.
- Gdzie jedziemy? - spytał.
- Muszę jeszcze coś załatwić, ale ciebie odwożę do domu.
- Chyba się zapomniałaś koleżanko. - gładził ręką swój zarost.
- Ja pierdolę. - syknęłam. - Mamy umowę, tak? Ja zawsze dotrzymuję słowa, więc łaskawie się zamknij i chociaż raz zrób to co JA mówię. - powiedziałam już ledwo spokojnie.
Chłopak nic nie powiedział, ale ledwo zauważalnie kiwnął głową. Westchnęłam głośno i przekręciłam klucz.
Po czasie około 30 minut byliśmy znowu pod tą zasraną twierdzą. Chłopak wyszedł, ale podszedł od strony kierowcy, a ja zsunęłam szybę i spojrzałam na niego.
- Kiedy zamierzasz wrócić? - spytał wkładając głowę do środka.
- Nie wiem. Może mi to zająć 2,3 godziny. - westchnęłam.
- Przygotuję coś specjalnego do jedzenia. - oblizał wargi.
- Specjalnego czyli zamówisz pizzę? - podniosłam brew do góry.
- Rozgryzłaś mnie. - zaśmiał.
 Pokręciłam głową i ruszyłam z miejsca. Musiałam jechać i odwiedzić dwa miejsca, w których byłam bardzo dawno temu. Czułam, że coś mnie tam przyciąga. Włączyłam nawigację i nie myślałam już właściwie o niczym. Kierowałam się w stronę mojego celu, czując, że jestem już blisko.
Byłam na miejscu. Byłam w miejscu bliskim, a jednocześnie tak strasznie dalekim mojemu sercu. Byłam pod moim dawnym domem, który nie wyglądał już tak jak kiedyś. Nie miał białej jak śnieg werandy, a na niej milion różnego rodzaju kwiatów, które mama tak bardzo kochała. Teraz na drzwiach w miejscu, gdzie była tabliczka "rodzina Smithów" jest deska z napisem "na sprzedaż". Dom nie wyglądał już tak atrakcyjne, ale ja dałabym wszystko co jest na świecie, abym mogła znowu w nim zamieszkać wraz z mamą i tatą. Oddałabym wszystko, aby było tak jak dawnej. Trzymałam mocno zaciśnięte ręce na kierownicy, a moje knycie były niemalże białe. Zacisnęłam powieki czując, że słony płyn zaczyna się z nich wydostawać. Dobra, muszę jechać dalej. Przekręciłam klucz w stacyjce, zmieniłam bieg i z piskiem pokierowałam się w stronę.... cmentarza. Tak, właśnie tam się teraz kierowałam. Potrzebowałam chwilę... spokoju? To była jedyna szansa, abym mogła przyjechać tutaj sama. Musiałam wykorzystać fakt, że Malik był dzisiaj w wyjątkowo dobrym humorze, inaczej pewnie nie puściłby mnie nigdzie samej. Znając mnie i moją naturę i tak znalazłabym sposób, aby tutaj się dostać. Wreszcie, kiedy zobaczyłam obskurną bramę i rzędy opuszczonych nagrobków uświadomiłam sobie, że jestem na miejscu. Przy wejściu stał średniego wzrostu facet, a obok niego wózek z kwiatami. Zorientowałam się, że przyjechałam tutaj bez niczego. Musiałam więc kupić coś, co chodź trochę przyozdobi grób.
- Poproszę bukiet czerwonych róż. - powiedziałam oschle, nawet nie patrząc gościowi w oczy jak na kulturalną dziewczynę przystało.
- Proszę bardzo... - powiedział, niepewnie wręczając mi kwiaty.
Ruszyłam w stronę grobu moich rodziców. Mijałam po drodze miliony starych, opuszczonych nagrobków. Pewnie spytacie, dlaczego nie pochowałam ich w jakimś super nowoczesnym cmentarzu. Sprawa jest prosta. Nie chciałam, aby ktoś z osób "trzecich" zakłócał spokój moim rodzicom. Być może zrobiłam to dlatego, ponieważ chciałam odwiedzać ich wtedy, gdy cmentarz będzie zupełnie pusty. Wybrałam właśnie ten. Nie zmienia to faktu, że bardzo zdziwiłam się, gdy zobaczyłam tego faceta. Zatrzymałam się przy czarnym, marmurowym grobie z tabliczką Kate i Mike Smith. Położyłam kwiaty i usiadłam na ławeczce na przeciwko.
- Straszni z was egoiści, wiecie? Zostawiliście mnie samą, na pastwę losu. Tobie mamo jestem jeszcze skłonna wybaczyć, ale ty tato? Jak mogłeś... jak mogłeś zrobić mi coś takiego? Jednego dnia cholernie za tobą tęsknię, a drugiego po prostu cię nienawidzę. Nie wiem co mam robić, bo za każdym razem odkrywam coś nowego. Zostałam sama... zupełnie sama na tym pojebanym świecie! Wszystko byłoby dobrze, wszystko byśmy zdążyli naprawić, gdybyście tutaj znowu ze mną byli. Przez to wszystko przestałam wierzyć, że ktoś znowu mnie pokocha, a ja będę wstanie pokochać również tę osobę.... - mówiłam, pustym wzrokiem patrząc się na tabliczkę.
- Rachel. - usłyszałam za sobą głos Malika.  
NO NIE WIERZĘ... CAŁY PLAN SPOKOJNEGO ODWIEDZENIA RODZICÓW POSZEDŁ SIĘ JEBAĆ.
- Co ty tutaj robisz? - wstałam, pospiesznie wycierając łzę.
- Wiedziałem, że tutaj będziesz. - powiedział podchodząc do mnie.
- Wiedziałeś? Skąd mogłeś to wiedzieć? - prychnęłam.
- Znam cię lepiej niż myślisz. Na przykład wiem, że jest ci teraz strasznie ciężko. Nie potrzebnie tutaj przyjeżdżałaś.
- Słucham? Jak możesz mówić, że nie potrzebnie przyjeżdżałam na grób własnych rodziców! - prawie krzyknęłam.
- Zaraz się rozpłaczesz, widzę to. - mówił dalej spokojnie.
- Gówno widzisz. - syknęłam, ominęłam go i ruszyłam przed siebie.
Poczułam mocny ucisk. To trwało sekundę... odwróciłam się i po prostu padłam w ramiona mulata - wyjąc. Tak, płakałam jak dziecko. Kolejny raz udowodniłam sobie w jaką skrajność popadam. Jak bardzo krucha mogę być. Jak bardzo on na mnie działa...
____________________________________________
Straaasznie przepraszam za zwłokę, przepraszam, przepraszam, przepraszam. Przygotowania do szkoły zajęły większą część mojego czasu. Ola też musiała go również sprawdzić, więc też trochę zeszło.
Co u was w szkole? Mnie już od samego początku tępią i tępią... masakra jakaś. Dobra, lecę robić zadanie z matematyki. Kocham was! :*
Natalia