niedziela, 9 lutego 2014

06| Kilka czerwonych śladów.

Wróciłam do hotelu. Przy recepcji zameldowałam się na fałszywe nazwisko, żeby trudniej było mnie znaleźć i po wylegitymowaniu się zamówiłam jakieś jedzenie na wieczór, pamiętając jak skończyło się ostatnie wyjście do knajpy.

Skierowałam się do windy i po chwili uwięziona byłam w metalowym gównie z denerwującą muzyczką. Po dotarciu do pokoju od razu włączyłam wodę i ściągnęłam ciężkie buty. Oh Rachel, przyda Ci się chwila odprężenia... 


Wydawać by się mogło, że gorąca woda i piana po brzegi to jedyne czego potrzebowałam do szczęścia. Po 30 może 40 minutach usłyszałam pukanie do drzwi.
- Obsługa!
- Już idę. - krzyknęłam i z ręcznikiem na głowie oraz pistoletem za plecami uchyliłam drzwi.
Kiedy przekonałam się, że to tylko jeden z kelnerów, posłałam mu najpiękniejszy uśmiech i udając zakłopotanie wpuściłam do środka. Cholera, gorący był!

Chłopak zaczerwienił się na widok mojej osoby ubranej jedynie w przemoczoną koszulkę przykrywającej ledwo mój tyłek.
- Em... - zaczął się kręcić starając się odwrócić ode mnie wzrok.
- Otworzysz wino? - obróciłam się i ukradkiem spojrzałam na niego.
Gapił się na mój tyłek, kiedy schylałam się by podnieść koszulkę, w której dzisiaj chodziłam.
- yy... Gotowe. - usłyszałam zachrypnięty głos chłopaka.
Oblizałam wargi i spojrzałam na butelkę, którą trzymał w dłoni. Oh, piepszyć to. Szybko doskoczyłam do niego i przyparłam go do ściany. Naparłam na jego usta, językiem przejeżdżając po jego dolnej wardze. Z początku zdezorientowany chłopak teraz toczył walkę z moim językiem. Odsunęłam się lekko by zaczerpnąć powietrza...

- Ja nie mogę... Mam dziewczynę. - wydyszał.
Zaśmiałam się.
- Kotku, chcę się tylko zabawić. Spokojnie. Nie mam zamiaru się z tobą żenić.
-W takim razie... - tym razem to on popchnął mnie na ścianę, ciasno oplatając mnie w pasie.  Strącił wazon i jakieś tanie ramki z komody, sadzając mnie na niej. Rękami błądził po moim ciele całując moją szyję i lekko ją przygryzając. Nie pozostawałam mu dłużna, jeżdżąc maczetą po umięśnionym torsie i biodrach, co chwila ciągnąc za jego włosy.

W jego oczach widziałam czyste pożądanie i gdyby nie to, że miałam robotę do wykonania piepszyłabym się z nim całą noc. Kiedy zauważył, że zaprzestałam jakichkolwiek ruchów podniósł głowę znad mojego dekoltu.
- Przepraszam. Ja mam robotę. Gdyby nie to...
- Jasne, spoko...
-Ale jakby co mogę zadzwonić jutro? - uśmiechnęłam się łobuzersko.
- Jakby co, pytaj o Nathana maleńka.
- Nie grzeczny z Ciebie chłopczyk...
- Powiedziała laska, która się na mnie rzuciła - zaśmiałam się cicho.
Cholera. Ja się śmieję? Co jest?


Nathan wyszedł z pokoju pozostawiając po sobie kilka czerwonych śladów na mojej szyi i niezły bałagan. Od czego są sprzątaczki w tym piepszonym hotelu?
Chwyciłam laptopa uruchamiając go wcześniej. W między czasie nalałam sobie wina do kieliszka. Usiadłam na łóżku po turecku, chwyciłam jedną truskawkę wcześniej zamaczając ją w czekoladzie i włączyłam obraz z kamery gabinetu doktorka. Chyba nie myśleliście, że 15 minut siedziałam bezczynnie? Łysawy facet siedział przy swoim biurku, licząc kasę z jednej z kopert. Oh, serio? Nagle zaczął dzwonić jego telefon, więc włączyłam także podsłuch. Masz dzisiaj farta Rachel...Pomyślałam i upiłam łyk wina. Następnie zalogowałam się (wcale się nie włamałam) do bazy danych pracowników w firmie zatrudniającej nianie.
- Doktorze Cooper, potrzebna jutro niania? Załatwione...
Zaśmiałam się szyderczo i zabrałam się do organizowania spotkania z małą księżniczką Boba...


____________________________________________________________________________
Witaaaaaaaaaaamy ! Dzisiaj rozdział dodajemy we dwie.. Tala była u mnie teraz ja jestem u niej
i tak sobie piszemy dla was. XD W każdym rozdziale licząc od tego, w sytuacjach będą znajdować się dziwnie słowa bądź zwroty.. kto pierwszy odgadnie te słowo dostanie dedykację w następnym rozdziale.. życzymy powodzenia i miłego czytania.. :)
Banaan i Tala x

sobota, 1 lutego 2014

05| Doktor Cooper.

Droga do Londynu zajęła mi wcale nie tak dużo czasu, a wręcz odwrotnie.. Nocą na autostradach jest dość spokojnie przez co mogłam bez przeszkód rozwijać prędkość mojego pojazdu. W czasie jazdy załatwiłam też wstępnie rezerwację w motelu, w którym miałam się zatrzymać. Tym razem wybrałam zatłoczony i dość drogi Hotel.. Bo jak wiadomo.. najciemniej jest pod latarnią TAK ? Wjechałam w granice miasta. Mijałam zieloną tabliczkę a uśmiech sam wdarł mi się na usta. W życiu nie pomyślałabym, że moje życie tak właśnie się potoczy. Teraz powinnam być na studniach, popełniać błędy, aby potem się na nich uczyć. Tym czasem co robię? Uciekam przed jakimiś pierdolonymi świrami i próbuję rozwikłać tajemnicę mojego ojca. Paradoks, prawda? Dojechałam do hotelu... Potężnego hotelu. Jakiś frajer wskazał mi wolne miejsce na parkingu, więc tam zaparkowałam. Wzięłam torbę i wkroczyłam do dość obszernego holu. Po krótkiej wymianie zdań z recepcjonistką, udałam się do pokoju. Rzuciłam torbę na łóżko i zaczęłam w niej grzebać, w celu znalezienia mapy. Kiedy ją odszukałam spojrzałam na następny punkt - Barnens Hospital. Odłożyłam ją z powrotem na łóżko i podeszłam do okna. Oparłam głowę o ścianę i patrzyłam na ruch na drodze. Dlaczego moje życie jest tak bardzo posrane? Nie płacz.. Masz być kurwa silna. Tego nauczył Cię tata, pamiętasz? Otarłam szybko małą łzę, która była tylko chwilą słabości. Wzięłam mapę, pistolet, zamknęłam pokój i udałam się z powrotem do samochodu. W nawigację wpisałam nazwę pobliskiego hotelu. Rozwijałam prędkość mojego samochodu, nie patrząc nawet na znaki. Droga przewidywana była na około 15 minut, ale dojechałam w niecałe 10.  Zamknęłam samochód i weszłam do budynku. Typowy zapach dla szpitali, czyli odrzucający już na samym początku. Rozejrzałam się i wzrokiem napotkałam recepcję.
- W czym mogę pomóc? - odezwał się głos pielęgniarki.
- Gdzie jest gabinet doktora Coopera? - zapytałam obojętnie.
- A pani była umówiona? - brew kobiety uniosła się.
- Od kiedy do lekarza trzeba się umawiać? - prychnęłam.
- To bardzo porządny szpital, proszę pani.
- Dobra, nie ważne. - machnęłam ręką i udałam się wgłąb korytarza.
Poradzę sobie bez niej. Nie takie rzeczy robiłam.  Mijałam kolejne tabliczki, ale ciągle nie mogłam znaleźć tej właściwej.  Wreszcie napotkałam tę o którą mi chodziło. Zapukałam, ale nikt nie odpowiadał. Delikatnie szarpnęłam klamkę i weszłam do środka. Dość odjebany gabinet. Najwidoczniej naszego doktorka nie było jeszcze w szpitalu. Postanowiłam wykorzystać okazję i zaczęłam grzebać mu w szafkach. Koperty, czekoladki, pieniądze... Jednym słowem pełno łapówek. Zrezygnowana postanowiłam, że po prostu na niego zaczekam. Usiadłam na fotelu, a nogi dałam na biurko. Wyciągnęłam telefon i zaczęłam go przeglądać z nadzieją, że ten frajer w końcu się zjawi. Po 10 może 15 minutach usłyszałam mocne szarpnięcie klamki a potem zobaczyłam kolesia w podeszłym wieku ubranego w biały fartuch.
- Długo kazałeś na siebie czekać Bob.
- Co pani tu robi?
- Nie widać? Siedzę. - zaśmiałam się.
- Proszę stąd wyjść albo...
- Albo co?
- Albo wezwę ochronę. - powiedział.
-  Nie radzę. - złapałam się za kieszeń kurtki z nadzieją, że zrozumie.
- Czego pani ode mnie chce?
- April Smith. Mówi to panu coś? - spojrzałam na niego.
- Nie.. Nie znam imion wszystkich moich pacjentów.
- To radzę ci kurwa to sprawdzić. Masz znaleźć mi wszystko odnośnie moje.. jej ojca, matki, kto odbierał poród, kiedy wyszła ze szpitala wraz z matką, przyczynę wypadku jej matki. W S Z Y S T K O.
- Kim pani do cholery jest? Co pani sobie wyobraża?
- Na pewno nie pana w łóżku. - Zaśmiałam się i podniosłam się z krzesła - Na jutro. Rozumiesz?
Mężczyzna kiwnął głową i patrzył na mnie z przerażeniem. Podeszłam do niego i złapałam go za kołnierz.
- A jeżeli piśniesz komuś chodź słówko, nie będzie już tak miło. Ani Tobie ani twojej małej córeczce. - wyszeptałam mu do ucha, po czym wyszłam.
To aż głupie, jak łatwo można kogoś zastraszyć i omotać sobie wokół palca.







____________________________________________________________________________
Cześć. Rozdział znowu dodaję ja, ale to Tala go dla was napisała.. Powiedziała, że napisała cokolwiek więc pomyślcie jak 'coś' dobrego może wyglądać.. bo kurde.. mi aż samej podoba się taka Rachel :D
Dzisiaj może i nawet dość krótko, ale ja mam pomysł na kolejne spotkanie z panem Cooperem więc może coś na końcu tygodnia tu przeczytacie.. Zaczyna mi się szkoła :C a Tali ferie.. ta to ma dobrze :(
Trzymajcie się cieplutko, tym co mają wolne miłego wypoczynku, a tym co idą do szkoły eh.. cóż powodzenia w wstawaniu rano życzę.. :*
Banaan.