czwartek, 27 marca 2014

08| Wspomnienia.

Rozdział dedykowany Andzi i D.S . Dzięki kochane za wszystie komentarze <3


Razem z Rose siedziałam na ławce i odpoczywałam po niedawnej gonitwie i karmieniu gołębi, kiedy nagle się odezwała.
- Rachel głodna jestem.- zaczęła marudzić na co roześmiałam się.Właśnie myślałam o swoim życiu i problemach jakie niewątpliwie mnie prześladują. To całe gówno..

Wybiegłam myślami gdzieś daleko i starałam się rozgryźć czy tak już będzie zawsze. Zawsze będę uciekać? Zawsze będę żyć w ukryciu? Zawsze będę oglądać się za siebie? Zawsze będę taka.. taka wyprana z uczuć? Zawsze będzie prześladować mnie myśl że moi rodzice odeszli i że ja też powinnam, że przypadek tak chciał, że jeszcze żyję?

- Chodź mała, zabiorę cię na najlepszy obiad świata- uśmiechnęłam się, wypowiadając słowa, które zawsze mówił mój tata, kiedy tylko mama zabierała się za gotowanie. Była cudowna, ale talentu kulinarnego nie miała za grosz.

Pamiętam to jakby było  wczoraj, szłam z nim pod rękę a małe kiteczki na mojej głowie podskakiwały z każdym moim krokiem. Zrzucił swój firmowy garnitur, lekko pogwizdywał i przestrzegał mnie ciągle, że mama nie może się o niczym dowiedzieć. Pytałam go o wszystko, a on z uśmiechem odpowiadał na każde zadane pytanie, mówiąc dużo więcej niż mój dziecięcy mózg mógł pojąć. Traktował mnie jak równą sobie, patrzył na mnie z błyskiem w oku, kiedy bystrze postrzegałam świat. Był na każdym przedstawieniu szkolnym i olimpiadzie. Dokumentował każdą najważniejszą chwilę i bawił się ze mną samochodami. Jego zachrypnięty głos usypiał mnie, budziło brzęczenie ekspresu do kawy, którą uwielbiał. 

- Co byś chciała?
- Zjadłabym frytki, nie nie rybę, nie nie, pizzę tak! - wykrzyknęła - Chcę pizzę.
- Niech będzie. - skinieniem reki przywołałam kelnera i zamówiłam nasze danie.

-To jak mała? To co zawsze?- Spytał i uśmiechnął się. Mama znowu gotowała. 
-Tak. 
- Jak ci minął dzień w szkole? 
- Źle, Tom znowu mi dokuczał. Nie wiem co mu zrobiłam.. A on ciągle jest dla mnie nie miły.. Dzisiaj na przykład..

Nasze rozmowy nie miały końca, siedzieliśmy w naszej knajpce do ostatniego klienta, nie zważając że takowym byliśmy my. Ciche dźwięki dostawały się do naszych uszu.. Było cudownie, błogo. Za każdym razem tak samo, a mimo to jakby inaczej.

- Rachel, Rachel.. Rachel no!
- Co? Przepraszam co mówiłaś księżniczko?
- Nie chcę już, co będziemy teraz robić? - spytała, a ja poczułam że dostałam sms'a.
- Poczekaj chwilę, to od twojego taty. Mówi, że mam cię przyprowadzić pod szpital.
- To chodźmy. - odparła beznamiętnie.
- Ej co jest?
- Nic, świetnie się bawiłam,szkoda że już muszę iść.
- Tak, mi też przykro. - objęłam ją i ponownie chwytając za rączkę wyprowadziłam z restauracji.

Szłyśmy wolno, każda napawając się tym spokojem, ciszą, wolnością. Ona ostatnimi beztroskimi chwilami, a ja chwilą odpoczynku, uśmiechu, ciepła jej małej dłoni.

Nim się obejrzałam byłyśmy już pod szpitalem. Byłam tu wczoraj, więc po wejściu do środka bez trudu odnalazłam windy. Nacisnęłam guzik, winda ruszyła, uśmiech zniknął. To nic trudnego Rachel, po prostu znowu stań się zimną suką. Drzwi  rozsunęły się. Podeszłam do recepcji, gdzie ta stara pielęgniarka co ostatnio stukała jednym palcem coś na klawiaturze. Oh.. Serio? Na moje oko ludziom takim jak ona, nie powinno się dawać klawiatury w ręce. Kurwa, jakie to leniwe.. 
Cała się gotowałam, gdy mimo już dwóch moich upomnień, ten babsztyl dalej kończył coś notować przyciskając po jednej literce wskazującym palcem. Gdyby nie Rose już dawno bym wybuchła, podeszła tam i nastraszyła sukę, ale nie.. grzecznie czekałam aż łaskawie obróci się w moją stronę na obrotowym krześle.
- Przepraszam.. - chrząknęłam serio tracąc cierpliwość.
- Słucham? - odwróciła się i już wtedy wiedziałam, że mnie poznała. Wytrzeszczyła oczy widząc córkę doktora Coopera u mojego boku i gdyby nie moja mina pewnie coś by powiedziała.
- Czy mogłybyśmy wejść do gabinetu doktora Coopera? - zapytałam słodko.
- Oczywiście, doktor właśnie skończył przyjmować ostatniego pacjenta. - odpowiedziała, przestraszona. Nie wiem czy mi się tylko wydaje, ale na moje oko strasznie ją onieśmielam. 
Posłałam jej ostatnie kpiące i zwycięskie spojrzenie i lekko pociągnęłam dziewczynę w stronę gabinetu.
Zapukałam.. cisza.. dźwięk zasuwanej szuflady?.. chrząknięcie i ciche 'proszę'. Otworzyłam drzwi i przepuszczając Rose pierwszą, zamknęłam za sobą drewnianą powłokę.
- Dzień dobry, przyprowadziłam małą tak jak pan kazał. - słodki ton głosu. Cholera, każdy chyba by się posikał jakby w tej chwili widział minę naszego doktorka. Odchrząknął, przerażony spojrzał na małą, która w tej chwili biegła w jego stronę.
- Taaaata ! - rzuciła mu się w ramiona, a on władczo przycisnął ją do siebie.
- Cześć maleńka, jak ci minął dzień? - spytał podejrzliwie i znowu spojrzał na mnie. Niemo przekazałam mu, że musimy porozmawiać. Od razu odsunął od siebie Rose.
- Kotku, pójdziesz zobaczyć co dzisiaj serwują w bufecie?
- Już jadłam tato, pamiętasz obiecałeś, że pójdziemy do kina.
- Wiem.. Poczekaj chwilkę, muszę coś załatwić.
- Obiecałeś.. - w jej oczach widziałam łzy i niemal wiedziałam jak się czuje.
Odrzucona, okłamana, złamana..

Biegłam ile sił w nogach, plecak obijał się o moje plecy, a łzy ograniczały widoczność. Czułam gniew i smutek, żal i bezradność. Jak on mógł? To pytanie wisiało nade mną dopóki nie dobiegłam do domu. Bezpieczna trzaskając drzwiami wpadłam do mieszkania od razu uciekając do pokoju. Było mi tak potwornie źle, zwinięta w kłębek usiadłam w kącie i mocno objęłam ramionami swoje nogi.
Jak on mógł?
- April.. skarbie, co się stało?- tata wszedł do pokoju i widząc mnie w takim stanie, rzucił to co miał w rękach i mocno mnie przytulił mnie do siebie. Teraz siedzieliśmy na podłodze razem, a Mike trzymał mnie mocno jakbym zaraz miała rozpaść się na kawałki. I rzeczywiście tak było..
- Tato, jak on mógł? - łkałam cicho myśląc o chłopaku, mojej pierwszej miłości która okazała się zwykłym kłamstwem..
- Ciii.. maleńka, cicho już jestem przy tobie. -uspokajał mnie. 
Odrzucona, okłamana, złamana..

- Rose, twój tata zaraz przyjdzie, musimy tylko porozmawiać. Pójdziesz do tego bufetu i kupisz mi dużego pączka? - uśmiechnęłam się, podałam jej pieniądze i mocno przytuliłam.
- No dobrze. - otarła łezki z policzka i cichutko wyszła.

Odwróciłam się, a moja maska wróciła na swoje miejsce.
- Masz to o co prosiłam? - warknęłam, a po mojej delikatności nie został nawet najmniejszy ślad.
- Co robiłaś z moją córką? - zaśmiałam się i pogwizdałam.
- Błąd, to ja jestem od zadawania pytań. Zaczniemy jeszcze raz.. Masz to o co prosiłam? - oparłam się o biurko i zaczęłam świdrować go wzrokiem.
- Masz.
- Tak lepiej. - schowałam teczki do wielkiej torby i już złapałam za klamkę, kiedy przypomniał mi się smutny wyraz twarzy Rose.
- I tak na przyszłość, skoro Rosalie jest twoim oczkiem w głowie, to poświęcaj jej więcej czasu, nim się obejrzysz może cię już nie być, a jedyne spędzone chwile z twoją córką to te kiedy się z nią witasz i tłumaczysz że masz pracę. Jesteś największym skurwielem, ale nawet ktoś taki jak ty, nie zasługuje na taki ból jakim jest strata bliskiej osoby. Pilnuj się.. - nie wiem czemu to powiedziałam, na chwilę zrzuciłam obojętność z twarzy i powiedziałam to co czułam, tam w środku. Będąc na korytarzu otarłam samotną łzę, która pokazała mi, że nadal jestem słaba..



piątek, 7 marca 2014

07| Opiekunka.

Pip..pip..pip

Wciekła rzuciłam się do budzika wydającego ten irytujący dźwięk. Przekręciłam się na drugą stronę. Podniosłam głowę z zamiarem wstania i ponownie walnęłam nią o poduszkę. Wczoraj poszłam spać o wiele za późno i o wiele za dużo wypiłam wina. Postanowiłam się jednak przemóc, przypominając sobie o tym co zaplanowałam na dzisiaj. Poleżałam jeszcze z jakieś 15 min i z ociąganiem ruszyłam swój tyłek do łazienki. Zimny prysznic od razu postawił mnie na nogi. Po wykonaniu porannej toalety i ogarnięciu jakoś swoich splątanych włosów zamówiłam sobie śniadanie do pokoju. W między czasie założyłam na siebie jedyną swoją sukienkę. Była czarna o odpowiedniej długości do tego, żeby na udzie przymocować sobie paskiem pistolet. Na ramiona zarzuciłam czarną dżinsową kurtkę, a na nogi ubrałam tego samego koloru vansy. No Rachel wyglądasz bardzo efektywnie.. zaśmiałam się. Wzięłam jeszcze dużą torbę na to co dostanę od naszego doktorka. Ktoś zapukał cicho do drzwi, więc podeszłam i je lekko uchyliłam.
- Cześć piękna. - uśmiechnęłam się do słodkiego bruneta  z którym wczoraj miałam małą przygodę.
- Hej. - odpowiedziałam i gestem ręki pokazałam mu żeby wszedł do pokoju. - Masz cukierki o które prosiłam ?
- Em.. ta, są koło talerza.
- Dzięki.
- To ja.. um już pójdę. - zabrał wózek na którym przywiózł moje zamówienie i ruszył ku drzwiom. Nie wiem co sobie wtedy myślałam, a raczej czemu nie myślałam, ale chwyciłam go szybko za przedramię. Głupia.. po co to zrobiłaś ? 
- Poczekaj. - obróciłam go w swoim kierunku i połączyłam nasze usta ze sobą. Miękkie wargi chłopaka całowały mnie z ogromną pasją. Za 30 min będziesz spóźniona Rachel ! Zaczęła podpowiadać mi moja podświadomość, ale szczerze ? Miałam to w dupie, ten chłopak całował obłędnie i nie miałam zamiaru tego przerywać.
- Mam mało czasu, rób co masz robić albo spadaj kotku. - powiedziałam dobitnie i jęknęłam kiedy wsunął rękę pod moją sukienkę.
- Daj mi 10 min.

Zanim zdążyłam cokolwiek odpowiedzieć moja sukienka leżała na ziemi obok jego uniformu. Oparłam głowę na jego ramieniu kiedy zaznaczał mokrymi pocałunkami drogę na mojej szyi. Zassał moją szyję lekko ją przygryzając. Odchylił na chwilę głowę więc popchnęłam go na łóżko i usiadłam na nim okrakiem. Łapczywie wodził wzrokiem po moim ciele ubranym jedynie w skąpą, koronkową bieliznę. Przekręcił nas, uśmiechnęłam się leżąc pod nim. Oparł swoje ciało na łokciach i zjechał w dół, zatrzymując się na chwilę przy pępku. Drażnił mnie jeżdżąc wkoło niego językiem.
Dalej jakoś... wszystko samo się potoczyło.


Szłam ulicami... trzymając w rękach skórzaną torebkę. Po 10 minutowym marszu znalazłam się w reszcie pod domem tego palanta. Uśmiechnęłam się i zadzwoniłam domofonem. Po chwili usłyszałam głos.
- Słucham?
- Dzień Dobry. Mam na imię Rachel i zostałam dzisiaj umówiona do państwa jako opiekunka.
- Um, proszę wejść.
Usłyszałam charakterystyczny dźwięk i popchnęłam furtkę. Kiedy znalazłam się w środku zauważyłam, jak tu jest czysto. Nie normalnie czysto. Po chwili usłyszałam głos jakiejś małej dziewczynki i kobiety, która zapewne była jej matką.
- Kochanie, obiecuję, że wrócę najszybciej jak się da.
- Ale mamusiu... Obiecujesz tak codziennie. - dziewczynka łapczywie domagała się uwagi.
Kiedy wkroczyły do salonu, kobieta przelustrowała mnie wzrokiem.
- A pani to przepraszam skąd się tu wzięła?
Milutka
- Ja jestem opiekunką.
Posłałam ciepły uśmiech małej dziewczynce.
- Jak ci na imię księżniczko? - kucnęłam naprzeciwko niej.
- Jestem Rose... - odpowiedziała cieniutkim głosikiem.
- To jak Rose, pójdziesz ze mną do parku?
Dziewczynka nieśmiało kiwnęła główką.
- Tylko proszę na nią uważać. Jest pani nowa, ale mam nadzieję, że wie pani jak się opiekować dziećmi.
Suka
- Oczywiście, że wiem. Gdyby było inaczej, nie byłabym najbardziej lubianą przez dzieci opiekunką. - zmusiłam się na uśmiech.
Wzięłam małą za rękę i poszłyśmy w stronę parku. Mam nadzieję, że jest grzecznym dzieckiem.
- Chcesz lody? - spytałam, kiedy zauważyłam budkę z lodami.
- Taak! - uśmiechnęła się i zaczęła mnie ciągnąć w jej kierunku.
 - Jaki smak pani sobie życzy?
- Gumy balonowej. - powiedziała opierając się o szklaną pokrywę, zaglądając do środka wózka.
Zapłaciłam i poszłyśmy dalej. O dziwo, polubiłam tę małą. Szkoda tylko, że za ojca miała takiego skurwysyna. Usiadłyśmy na ławce, a kiedy Rose zjadła zaproponowałam jej zabawę w chowanego.


Na trawie leżało pełno liści, więc razem z dziewczynką wbiegałyśmy w nie, rzucałyśmy się nimi i tarzałyśmy się po ziemi. To trochę dziwne, nie pamiętam kiedy ostatni raz to robiłam i  prawie zapomniałam jakie to uczucie. Po prostu śmiać się i nie przejmować niczym. To cholernie trudne dorastać szybciej. Nie wyobrażacie sobie nawet jakie to ciężkie, kiedy w tak młodym wieku traci się wszystko co się miało najcenniejszego. Na domiar złego, nie możesz się nawet skupić na swoim smutku, bo musisz być twardy. I uciekać, uciekać przed złem, które zdaje się, że cię zaraz pochłonie i nie ma już ratunku..




_____________________________________________________________________
Macie takie oo, będzie dużo komentarzy to dodam kolejną cześć, bo ten rozdział miał wyglądać nieco
inaczej, ale że dodałyśmy scenkę na początku, to koniec tj. 2 cześć, będzie w kolejnym XD
Jak tam myszki u was? Prosimy o komentarze, em.. może zrobimy tak, że każdy kto przeczyta rozdział skomentuje, a ja wybiorę autorów ulubionych komentarzy i zadedykuję dla nich kolejny rozdział? co wy na to? Miłego weekendu ♥ 

Banaan :)